Właściwie nie mam zdania, ponieważ niczego o niej samej nie wiem a o scenie politycznej w USA tyle co kot napłakał, ale perspektywa że głową państwa miałaby być kobietą cieszy mnie z uwagi na ten ból dupy, którego konserwy z południowych stanów by wtedy doświadczyły.
Może to jakaś szansa, że Trump nie wygrał. Z dobrze dobranym wice ma realną szansę, którą Bidon w szybkim tempie tracił. Trochę przedłuży powolną agonię imperium USA, ale wydaje mi się, że z perspektywy naszego regionu to perspektywa stabilizacji zamiast nieobliczanej eskalacji napięć.
W 24h zebrała 100mln USD darowizn na kampanię. W niecałe 48h ogarnęła dość delegatów, by mieć zapewnioną nominację Partii Demokratycznej, oraz zapewniła sobie poparcie wszystkich Demokratycznych gubernatorów i całej wierchuszki partii.
Ze scenariuszem "Biden rezygnuje z ubiegania się o reelekcję" najbardziej martwiłem się, że Partia Demokratyczna się zachowa jak zwykle – kompletny chaos, obrzucanie się błotem. To by dało Trumpowi wygraną bez problemu.
Ale teraz, kurczę, nie wygląda to źle! W tych wyborach praktycznie nikt nikogo nie przekona do zmiany, na kogo chce zagłosować. Pytanie jest oto, ilu wyborców i ile wyborczyń zostanie w domach. Wygląda na to, że Harris mocno generuje entuzjazm, a więc mocno pomoże ludzi przekonać, by iść na wybory.
Generalnie czniać wszelką hegemonię i imperializm, ale Trump byłby realną katastrofą. Patrz: Project 2025.